No to od początku... zaczęło się to wszystko całkiem przypadkiem... tak, wiem, powiecie zaraz, że przypadków nie ma, ale jednak... przeglądałem sobie jakieś tam stronki w internecie i trafiłem na jedną z podstron, na której wyświetliły się ogłoszenia nierychomości ;-) i ot tak dla picu wpisałem Glajwic, nie za drogo, SZUKAJ... jak się okazało znalazł (suprise! :-D), zacząłem więc przeglądać. Nie trwało długo, a zainteresowały mnie zdjęcia pewnego mieszkania. Nieduże, tanie, bardzo ładna wnęka kuchenna. Postanowiłem więc zadzwonić (oczywiście ot tak, co by sprawdzić, ja przecież nie szukam mieszkania :-D) Okazało się, że mogę to mieszkanie zobaczyć już następnego dnia...
Przybyłem na miejsce chwilę przed czasem, dzięki czemu mogłem zobaczyć okolicę... nie spodobała mi się zbytnio... centrum Kopernika to nie jest miejsce, gdzie chciałbym mieszkać. Takiej ilości samochodów i ludzi to nawet na Giszu w Katowicach nie widziałem. To już praktycznie wykluczyło to mieszkanie, a wizytacja tylko potwierdziła, że nie kupię tego mieszkania (małe, ciasne, z dojściem przez jakieś tunele :-0)
Oczywiście pani z biura nieruchomości nie dawała za wygraną i od razu tego samego dnia pojechaliśmy zobaczyć drugie mieszkanie (przez długi czas był to mój faworyt :-) To drugie mieszkanko było dalej na Koperniku, ale już w miejscu, gdzie było spokojniej, zaraz obok kąpieliska leśnego. Całkiem fajne miejsce, mieszkanie też OK, ale dość drogie i to mnie troche zniechęcało, ale nie mówiłem nie :-) Oczywiście było do generalnego remontu, ale przecież takiego właśnie szukałem (znaczy nie szukałem, bo i po co, przecież ja nie potrzebuje żadnego mieszkania :-P)
Pani z nieruchomości nie poddała się. Pokazała mi dwa kolejne mieszkania. W międzyczasie sam się trochę nakręciłem i zobaczyłem jeszcze mieszkanie z innego biura nieruchomości, a w dodatku zainteresowali mnie dwupokojowym za przystępną cenę (nigdy go jednak nie zobaczyłem, bo oferta się zdezaktualizowała).
Po obejrzeniu tych kilku mieszkań i przejrzeniu nie wiem ilu stron z ogłoszeniami, w końcu załapałem lekkiego dołka... sam nie wiem czemu. Ale powiedziałem sobie weź się gościu w garść, został Ci jeszcze jeden portal z ogłoszeniami. Jak tam nie znajdziesz, to sobie spokojnie odpuść, przyjdzie samo w odpowiednim czasie. Była tak na oko 11 rano, i nagle... tadaaam mieszkanko 35 m2, w fajnym położeniu... dzwonię więc... "pokazuję to mieszkanie dziś o 13:00, więc jeśli panu pasuje, to chętnie się spotkam o 13:10". No ba, oczywiście że mi pasuje :-)
Godzina 13:15 stoję przed klatką, wychodzi pani i mówi, że państwo przedemną się zasiedzieli i zaprasza mnie do środka, żebym sobie sam zobaczył mieszkanie. Skubańce nie chcieli wyjść z tego mieszkania :-) Robili wszystko, żeby zostać jak najdłużej. Wytrzymałem ich jednak i w końcu zostałem sam na sam z pośredniczką (słyszałem jednak jak na odchodnym cicho powiedzieli sumę za jaką chcą kupić to mieszkanie) i mogłem swobodnie porozmawiać o mieszkaniu. Muszę przyznać, że mi się spodobało. Znacznie bardziej niż to faworyzowane na Koperniku. Było większe, bliżej centrum miasta i centrum handlowego, łatwiej się z tego miejsca wydostać niż przez wiecznie zakorkowaną Toszecką, a poza tym jak napisałem w smsie do Kasi "to mieszkanie powiedziało - chcę być Twoje" :-D
Oczywiście przy takich decyzjach, nie odbywa się to natychmiast. Musiałem się z tym przespać, a poza tym umówiłem się z tą drugą pośredniczką na zobaczenie jeszcze jednego mieszkania, a z "pierwotną" pośredniczką na zobaczenie jeszcze kolejnego mieszkania :-) I to mi wystarczyło, po tych dwóch kolejnych mieszkaniach wiedziałem już, że chcę T66A (tak nazywam roboczo mój nowy lokal ;-) Dodam tylko, że była to sobota, a więc dzień kiedy normalni ludzie nie pracują (tak, wiem że jestem nienormalny :-P)
Zadzwoniłem do pośredniczki ok. 14:00. Okazało się, że ci państwo, którzy przedemną oglądali mieszkanie chcą zrobić to ponownie o 15:00 i jeśli chcę kupić mieszkanie to muszę wpłacić zaliczkę. Ja już wiedziałem, że chcę akurat ten lokal. Spędziłem w nim sporo czasu dokładnie oglądając (musiałem coś robić do czasu kiedy "ci państwo" nie wyjdą ;-D) i wiedziałem ile mogę dać.
Jak to jednak w życiu nie wszystko może pójść dokładnie jak to sobie zaplanowałeś :-D Bankomat wypłacił mi tylko połowę sumy potrzebnej na zaliczkę. Grrr :-) Na szczęście są jeszcze inne banki :-D w końcu po małych bojach bankomatowych zorganizowałem potrzebną sumę i o 15:00 grzecznie stawiłem się by ją przekazać. Udało się! :-) T66A będzie moje, ale o tym już w następnym odcinku...