niedziela, 9 grudnia 2007

Niewolnictwo

Myślicie, że w dzisiejszych czasach nie ma niewolnicwa? Mylicie się i to bardzo. To straszne spojrzeć w oczy nastoletniej dziewczyny (prawdopodobnie z Bangladeszu) „opiekującej się dziećmi” i zobaczyć w nich tylko smutek i brak nadziei... :-(


Byliśmy w chińskiej restauracji. Wszystko działo się jak zazwyczaj. Wok. Smaczne dania przygotowywane specjalnie dla ciebie... Do czasu. Do momentu, gdy nie zobaczyłem dużej rodziny wchodzącej do restauracji. Już tak mam, że zauważam „nieścisłości” w zachowaniu ludzi. Wychwytuję różnice. Od razu wydało mi się podejrzane, że jedna z dziewcząt nie zachowuje się tak jak reszta. Potwierdzenie znalazłem już kilka minut później, gdy cała rodzina zasiadła do stołu, a ONA otrzymała krzesło poza stołem. Usiadła smutno na swoim miejscu i tylko obserwowała jak inni rozmawiają, przygotowują się do posiłku, dobrze się bawią... Dla NIEJ nie było zabawy. Nie przyszła tam dobrze zjeść. To była „praca”. Powtórzę jeszcze raz – niewolnictwo istnieje. I jest bardzo powszechne w Indiach. Chcecie kupić młodą dziewczynę „do kuchni”? Nie ma z tym specjalnego problemu. Wystarczy trochę popytać i... ubić interes. Kupić dziewczynę na dworcu kolejowym w Pune lub Bombaju. Prosto z transportu. Prosto z Bangladeszu lub biednej hinduskiej wioski. Wprost do Twojej kuchni, przędzalni, burdelu...


ONA nie miała tego wieczoru spokoju, bo dzieci biegały wokoło i musiała się nimi zająć. Nawet Geert zauważył, że coś jest nie tak. Zawołał menedżera restauracji i zapytał. Padła odpowiedź „to jest pomoc kuchenna, ona nie siedzi przy wspólnym stole, nie należy do rodziny”. Później jednak pozwolono jej usiąść do stołu. Otrzymała talerz ryżu i mogła się posilić. Łaska darowana za ciężką harówkę.


Niewiele rzeczy może mnie naprawde wkurzyć, ale takie przejawy jawnej niesprawiedliwości podnoszą mi ciśnienie nieziemsko...

Brak komentarzy: