poniedziałek, 3 grudnia 2007

Pożar

Zabieram się do pisania tej notki już od dłuższej chwili. Zaczynam ją po raz kolejny i kolejny, i nie wiem jak mam to opisać... Mieliśmy w domu pożar. Spaliło się łóżko, krzesło i poduszka. Do tego mamy okopconą ścianę na klatce schodowej i zapach wędzarni rozchodzący się w całym domu.


Ja byłem na dole rozmawiając na gg, gdy Mick zaczął wołać Mike'a. Ani on, ani ja nie wiedzieliśmy, że Mike'a nie ma w domu, ale nie w tym rzecz. Sposób wołania wydał mi się jednak podejrzany, więc pobiegłem na górę. Już w połowie schodów zobaczyłem gęsty dym wydobywający się z pokoju Mick'a, a kilka stopni wyżej płomienie buchające z krzesła. Tylko tyle byłem w stanie dojrzeć, przez dym. Mick starał się gasić ogien, ale tym co miał to raczej była walka z wiatrakami. Próbowałem go wyciągnąć stamtad, ale się nie dał. Otworzyłem więc wszystkie okna i drzwi balkonowe na piętrze, żeby wywietrzyć dym. Chciałem jeszcze otworzyć drzwi na dach, ale nie było to możliwe, bo dym był zbyt gęsty i szedł w górę, a ja nie zamierzałem, aż tak ryzykować...


Wybiegłem na dwór starając się zadzwonić po straż pożarna, ale w Indiach inne numery mają, więc zacząłem się dobijać do hinduskich sąsiadów. Po drodze zgarnąłem jeszcze ze sobą Adiego i jakieś wiadra, a sąsiad zadzwonił też po ochronę i tak naprawdę to oni ugasili cały pożar. Wpierw starali się zrobić coś w pokoju, ale nie chcąc zalać zbyt wielu rzeczy, wyciągneli palący się materac na schody i tam zaczeli go polewać obficie wodą. Ja już w tym czasie byłem na zewnątrz domu, obserwując co się dzieje. Gdy strażnicy przenieśli materac na schody, przez okno na klatce schodowej zobaczyliśmy tylko bijące w górę płomienie. Wydawało się, że pożar się rozwinął... szczęściem jednak wszystko skończyło się w kilka minut i kilkanaście wiader wody później.


Gdy było już po wszystkim pojawiła się straż pożarna. Weszli do domu. Popatrzyli. I bezczelnie zarządali pieniędzy. Łapówki. Odmówiłem. Zresztą wcześniej dałem już 500 rupii strażnikom, a Sandip (nasz „gospodarz”) dał im kolejne 500 rupii. I to właśnie im należały się te pieniądze, za narażanie własnego życia, a nie jakimś ospałym strażakom, przybywającym o godzinę za późno.


Po wszystkim czekało nas jeszcze troche usuwania wody z podłogi, a resztę za namową Sandipa zostawiliśmy na rano, do posprzątania przez naszego „Cleaner'a”. Reszta nocy mineła już spokojnie...

Brak komentarzy: