Spojrzałem w kierunku lustra, wiecie tego wielkiego, w drzwiach przesuwnych. Spojrzałem na nie leżąc na łóżku. Czytając. Światło wieczorne ułożyło się idealnie padając na ścianę i odbijając się fajnie w lustrze... mnie jednak zainteresowało coś innego. Coś czego w normalnych okolicznościach nie widać. Coś co jest tylko bardzo delikatnym odbiciem, widocznym tylko przy odpowiednim świetle i bardzo ostrym kącie patrzenia... ślady... ślady dłoni... W jednym miejscu bardzo zagęszczone, jakby przebywały tam często i intensywnie. W kilku innych miejscach pojedynczo jakby to nie było TO miejsce. Zbyt blisko okna może... Dłonie zniknęły równie szybko jak się pojawiły... Zniknęły wraz z zachodzącym słońcem...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz