Odwiedziłem dziś fryzjera, bo stwierdziłem że nie mam ochoty wyjeżdżać wyglądając jak "wul" (dawne określenie mojego ojca zmuszające mnie - w teorii - do odwiedzenia fryzjera ;-)
Wszystko było dobrze do momentu, w którym maszynka nie stwierdziła, że bateria jej się rozładowała i zaczęła wołać jeść. Fryzjerka sprawnie zmieniła baterię, ale próba uruchomienia maszynki się nie powiodła :-] Spróbowała z kolejną baterią z ładowarki, z takim samym efektem. Włożyła całą maszynkę do ładowarki na chwilę, a potem próbowała po raz kolejny ją uruchomić. Nic z tego, maszynka nie działa. Ja oczywiście siedzę sobie spokojnie z opitoloną do połowy głową i zaczyna mnie brać na śmiech, a ona zaczyna się denerwować i szukać zastępczej maszynki :-D Po kolejnych kilku minutach stwierdza, że drugiej maszynki nie ma i znowu zaczyna się mocować z bateriami, co oczywiście nie skutkuje ;-) Zapytałem więc czy mogę spojrzeć. Wyjąłem baterię, dmuchnąłem, przetarłem palcem styki z zalegających włosków, podłączyłem baterię, wrrrr, ooo działa :-P Cóż jak mówi stare przysłowie "Trochę techniki i człowiek się gubi" ;-)

2 komentarze:
monol juz tydzien od poprzedniego posta. Czyzby Indie byly mniej "incredible" niz zwykle? ;)
Może to zwyczajna kwestia przyzwyczajenia... a tak naprawdę to jakoś nie mam ochoty pisać kolejnej notki z podróży, która baj-de-łej była wyjątkowo udana. Same Indie są jak zwykle, dlatego nie "szokują" mnie już tak bardzo...
Zobaczymy zresztą może zmobilizuję się do skrobnięcia paru słów o podróży.
Prześlij komentarz