środa, 3 marca 2010

Gotzangpa

Rozluźnij się w dali, której nie sposób jest uchwycić.
Pozostań swobodny i otwarty nie opierając się na niczym.
Gotzangpa
(1189-1258)

sobota, 27 lutego 2010

:-)

"Miej cierpliwość dla wszystkich a zwłaszcza dla siebie.
Nie zniechęcaj się swoją niedoskonałością, lecz każdego
ranka wstawaj ze świeżą odwagą."

poniedziałek, 22 lutego 2010

TED po raz kolejny

Od pewnego już czasu śledzę stronę z konferencji TED i właśnie pojawiło się nowe nagranie z Aimee Mullins, i znowu je zamieszczam, bo warto obejrzec :-)

piątek, 25 grudnia 2009

Mózgi mężczyzn vs mózgi kobiet :-)

Wg mnie wspaniale oddał różnice w męskich i damskich mózgach :-D

czwartek, 24 grudnia 2009

Aimee Mullins i jej 12 par nóg

Kim jest Aimee Mullins?

To amerykańska sportsmenka, aktorka i modelka, która urodziła się z wrodzoną chorobą kości (w języku angielskim to hemimelia lub longitudinal fibular deficiency, jednak nie znalazłem odpowiadającej temu nazwy polskiej, jednak z jednego z filmów wynika, że Aimee urodziła się bez kości strzałkowych). Z powodu tej choroby jej nogi zostały amputowane tuż poniżej kolan, gdy ukończyła pierwszy rok życia.

Dziś Aimee Mullins jest sportsmenką, aktorką i aktywistką, opowiadającą o swoich niesamowitych protezach, których posiada 12 par, oraz o supermocach, które z nich płyną - prędkość, piękno i dodatkowe 15 centymetrów wzrostu... odmieniając nasze rozumienie tego, czym może być ludzkie ciało.

Więcej o Aimee znajdziecie na wikipedii --> http://en.wikipedia.org/wiki/Aimee_Mullins

ale najpierw proponuję obejrzec ten film http://www.ted.com/talks/lang/pol/aimee_mullins_prosthetic_aesthetics.html
a potem jeszcze następny o bieganiu http://www.ted.com/talks/aimee_mullins_on_running.html

sobota, 21 listopada 2009

Specjalnie...

Specjalnie dla Kasi żeby nie było, że obiecałem a nie publikowałem :-P

niedziela, 15 listopada 2009

Co już, co jeszcze...

Piszę to tutaj coby sobie troche uporządkować w łepetynie te wszystkie sprawy...



Co już, czyli wszystko co zostało zrobione...:
- Kafelkowanie łazienki - skończone w 90% (zostały resztki do uzupełnienia, ale o tym za chwilę)
- Kafelkowanie kuchni - skończone
- Wymiana okien - skończone
- Wymiana drzwi wejściowych - skończone
- Gładzie - skończone w 90% (zostały resztki do szlifowania i będzie gites)

i to byłoby na tyle... kurcze nie jest to dużo, a zajęło masę czasu i jeszcze więcej nerwów (głównie na firmę)



Co jeszcze, czyli co mnie czeka...:
- Wmontowanie framugi drzwi łazienkowych
- Wyrównianie do pionu ściany w przedpokoju (tak żeby pół framugi drzwi łazienkowych nie wystawało sobie na bok ;-)
- Zamontowanie kibelka, prysznica i umywalki (wraz z wycięciem szafki podumywalkowej)
- Malowanie ścian i sufitu
- Kupno i montaż mebli kuchennych
- Zmiana przebiegu rury gazowej w kuchni
- Zamówienie szafy wnękowej do przedpokoju
- Kupno oświetlenia do całego mieszkania
- Parkiety
- Kupno mebli do pokoju
- Sprzątanie
- ...no i można się wprowadzać

piątek, 2 października 2009

It's too late to be pessimistic...

Wspaniały film stworzony przez Yann'a Arthus Bertrand'a w reżyserii Luc'a Besson'a



http://www.youtube.com/watch?v=jqxENMKaeCU

We are living in exceptional times. Scientists tell us that we have 10 years to change the way we live, avert the depletion of natural resources and the catastrophic evolution of the Earth's climate.


The stakes are high for us and our children. Everyone should take part in the effort, and HOME has been conceived to take a message of mobilization out to every human being.


For this purpose, HOME needs to be free. A patron, the PPR Group, made this possible. EuropaCorp, the distributor, also pledged not to make any profit because Home is a non-profit film.


HOME has been made for you : share it! And act for the planet.


Yann Arthus-Bertrand



HOME official website
http://www.home-2009.com

HOME is a carbon offset movie
http://www.actioncarbone.org

More information about the Planet
http://www.goodplanet.info

poniedziałek, 28 września 2009

In process

Jeszcze się porządnie nie zaczęło, a ja już zaczynam mieć dość :-) mówię oczywiście o remoncie T66A... Jak już pewnie się domyślacie po poprzedniej notce - kupiłem. Transakcja i przekazanie przebiegły gładko. Trzech siostrzeńców starszej pani stanęło za nią jak sępy i tylko czekali na przekazanie pieniędzy... ehh ludzie czasem są strasznie pazerni...


Potem zacząłem z grubej rury - zerwanie tapet, załatwianie formalności, umów gazowych, prądowych, itd, itp. Do tego doszło całe planowanie jak to wszystko urządzić. I tym właśnie zaczynam być zmęczony... głównie dlatego, że nie widać bezpośrednio efektu, a czasu spędzam nad tym masę, zwiedzając markety budowlane, sklepy z meblami i grzebiąc po internecie. Sam już nie wiem ile razy liczyłem koszty remontu i wyposażenia, czy też ile razy biegałem z miarką dopasowując i licząc czy wszystko mi się zmieści tak jak bym chciał.


Chciałbym żeby to wszystko już się zaczęło, żeby weszła ekipa i zaczęła kuć ścianę w łazience, wywalać okno albo kłaść gładzie w pokoju. Chciałbym wreszcie zobaczyć jak się coś fizycznego, dotykalnego dzieje, bo na razie to mam rysunki i plany, a T66A jest rozgrzebane tak jak było.

niedziela, 20 września 2009

T66A

No to od początku... zaczęło się to wszystko całkiem przypadkiem... tak, wiem, powiecie zaraz, że przypadków nie ma, ale jednak... przeglądałem sobie jakieś tam stronki w internecie i trafiłem na jedną z podstron, na której wyświetliły się ogłoszenia nierychomości ;-) i ot tak dla picu wpisałem Glajwic, nie za drogo, SZUKAJ... jak się okazało znalazł (suprise! :-D), zacząłem więc przeglądać. Nie trwało długo, a zainteresowały mnie zdjęcia pewnego mieszkania. Nieduże, tanie, bardzo ładna wnęka kuchenna. Postanowiłem więc zadzwonić (oczywiście ot tak, co by sprawdzić, ja przecież nie szukam mieszkania :-D) Okazało się, że mogę to mieszkanie zobaczyć już następnego dnia...


Przybyłem na miejsce chwilę przed czasem, dzięki czemu mogłem zobaczyć okolicę... nie spodobała mi się zbytnio... centrum Kopernika to nie jest miejsce, gdzie chciałbym mieszkać. Takiej ilości samochodów i ludzi to nawet na Giszu w Katowicach nie widziałem. To już praktycznie wykluczyło to mieszkanie, a wizytacja tylko potwierdziła, że nie kupię tego mieszkania (małe, ciasne, z dojściem przez jakieś tunele :-0)


Oczywiście pani z biura nieruchomości nie dawała za wygraną i od razu tego samego dnia pojechaliśmy zobaczyć drugie mieszkanie (przez długi czas był to mój faworyt :-) To drugie mieszkanko było dalej na Koperniku, ale już w miejscu, gdzie było spokojniej, zaraz obok kąpieliska leśnego. Całkiem fajne miejsce, mieszkanie też OK, ale dość drogie i to mnie troche zniechęcało, ale nie mówiłem nie :-) Oczywiście było do generalnego remontu, ale przecież takiego właśnie szukałem (znaczy nie szukałem, bo i po co, przecież ja nie potrzebuje żadnego mieszkania :-P)


Pani z nieruchomości nie poddała się. Pokazała mi dwa kolejne mieszkania. W międzyczasie sam się trochę nakręciłem i zobaczyłem jeszcze mieszkanie z innego biura nieruchomości, a w dodatku zainteresowali mnie dwupokojowym za przystępną cenę (nigdy go jednak nie zobaczyłem, bo oferta się zdezaktualizowała).


Po obejrzeniu tych kilku mieszkań i przejrzeniu nie wiem ilu stron z ogłoszeniami, w końcu załapałem lekkiego dołka... sam nie wiem czemu. Ale powiedziałem sobie weź się gościu w garść, został Ci jeszcze jeden portal z ogłoszeniami. Jak tam nie znajdziesz, to sobie spokojnie odpuść, przyjdzie samo w odpowiednim czasie. Była tak na oko 11 rano, i nagle... tadaaam mieszkanko 35 m2, w fajnym położeniu... dzwonię więc... "pokazuję to mieszkanie dziś o 13:00, więc jeśli panu pasuje, to chętnie się spotkam o 13:10". No ba, oczywiście że mi pasuje :-)


Godzina 13:15 stoję przed klatką, wychodzi pani i mówi, że państwo przedemną się zasiedzieli i zaprasza mnie do środka, żebym sobie sam zobaczył mieszkanie. Skubańce nie chcieli wyjść z tego mieszkania :-) Robili wszystko, żeby zostać jak najdłużej. Wytrzymałem ich jednak i w końcu zostałem sam na sam z pośredniczką (słyszałem jednak jak na odchodnym cicho powiedzieli sumę za jaką chcą kupić to mieszkanie) i mogłem swobodnie porozmawiać o mieszkaniu. Muszę przyznać, że mi się spodobało. Znacznie bardziej niż to faworyzowane na Koperniku. Było większe, bliżej centrum miasta i centrum handlowego, łatwiej się z tego miejsca wydostać niż przez wiecznie zakorkowaną Toszecką, a poza tym jak napisałem w smsie do Kasi "to mieszkanie powiedziało - chcę być Twoje" :-D


Oczywiście przy takich decyzjach, nie odbywa się to natychmiast. Musiałem się z tym przespać, a poza tym umówiłem się z tą drugą pośredniczką na zobaczenie jeszcze jednego mieszkania, a z "pierwotną" pośredniczką na zobaczenie jeszcze kolejnego mieszkania :-) I to mi wystarczyło, po tych dwóch kolejnych mieszkaniach wiedziałem już, że chcę T66A (tak nazywam roboczo mój nowy lokal ;-) Dodam tylko, że była to sobota, a więc dzień kiedy normalni ludzie nie pracują (tak, wiem że jestem nienormalny :-P)


Zadzwoniłem do pośredniczki ok. 14:00. Okazało się, że ci państwo, którzy przedemną oglądali mieszkanie chcą zrobić to ponownie o 15:00 i jeśli chcę kupić mieszkanie to muszę wpłacić zaliczkę. Ja już wiedziałem, że chcę akurat ten lokal. Spędziłem w nim sporo czasu dokładnie oglądając (musiałem coś robić do czasu kiedy "ci państwo" nie wyjdą ;-D) i wiedziałem ile mogę dać.


Jak to jednak w życiu nie wszystko może pójść dokładnie jak to sobie zaplanowałeś :-D Bankomat wypłacił mi tylko połowę sumy potrzebnej na zaliczkę. Grrr :-) Na szczęście są jeszcze inne banki :-D w końcu po małych bojach bankomatowych zorganizowałem potrzebną sumę i o 15:00 grzecznie stawiłem się by ją przekazać. Udało się! :-) T66A będzie moje, ale o tym już w następnym odcinku...

czwartek, 3 września 2009

Strach

Żyjąc w ciągłym strachu przed zranieniem tak naprawdę się ukrywasz, tracisz najbardziej wartościową i emocjonującą część własnego istnienia... Zranić może Cię każdy, ja także, ale póki się ukrywasz nie poznasz kim jesteś i jaki jest tego wszystkiego cel... Smakuj życie, odkrywaj je na nowo każdego dnia... a wszystkie wydarzenia (te dobre i te gorsze) złożą się w końcu na stwierdzenie "było warto!" i to będzie radością najwyższą...

środa, 12 sierpnia 2009

Cro

Tak, wiem. Nic dawno nie napisałem i jesteście z tego powodu niezadowoleni. Cóż, to może chociaż zdjęcia obejrzycie w czasie jak ja będę myślał co by tu napisać?

Pzdro i kolorowo,

B. ;-)

2009-07-20_31 Chorwacja (moje)

2009-07-20_31 Chorwacja (Kasia)

2009-07-20_31 Chorwacja (rafting)

niedziela, 5 lipca 2009

Angielski

Zastanawiałem się wczoraj jakie to dziwne by dla mnie było teraz nie rozumieć angielskiego... Słuchałem tłumaczonego wykładu, przełączając się co chwilę pomiędzy językami i zdałem sobie sprawę, że nie wyobrażam sobie swojego obecnego funkcjonowania bez znajomości angielskiego (może nie na jakimś ekstra poziomie, ale jednak :-) i to nie dlatego, że jest mi potrzebny w pracy i w życiu, ale po prostu jakoś tak dziwnie by było nie rozumieć co do mnie mówią... ;-) Oczywiście możecie tu wtrącić, że z każdym innym językiem jest podobnie, a przecież nie rozumiem francuskiego, hiszpańskiego czy włoskiego (żeby wymienić tylko te europejskie języki), a jakoś funkcjonuję. Zgadza się... ale jakoś nie stanowią one dla mnie pewnego rodzaju podstawy do relacji międzyludzkich, a angielski tak (bardzo jednak proszę nie argumentować, że hiszpański jest najczęściej używanym językiem świata, bo ten fakt znam :-) Muszę też chyba zwrócić uwagę jak to odczuwam w kontaktach z Niemcami, gdy jedyną możliwą forma kontaktu jest niemiecki. Czy czuję podobnie czy zupełnie inaczej... :-)

środa, 24 czerwca 2009

Dzień Przytulania

Moi drodzy dziś Polski Dzień Przytulania, więc przytulajmy się ile wlezie i kontynuujmy tą świetną tradycję każdego dnia {przytul}
Zajrzyjcie też na stronę www.dzienprzytulania.pl gdzie znajdziecie troszkę więcej szczegółów :-)

wtorek, 23 czerwca 2009

Ściągnij rękawicę

Nie wiem czy byliście kiedyś w jakimś zakładzie, gdzie jest dużo mężczyzn pracujących w rękawiczkach. Istnieje tam bardzo ciekawe zjawisko, można by chyba powiedzieć socjologiczno-społeczno-psychologiczne ściągania rękawiczki z prawej ręki ;-) Zjawisko to związane jest oczywiście z podawaniem ręki na powitanie, dlatego najbardziej objawia się rano, ale spora część "społeczności rękawicowych" (że tak ich nazwę ;-) jest tak przyzwyczajona do tego gestu, że widząc cię po raz dziesiąty z rzędu danego dnia, lewa dłoń i tak wędruje do palców prawej, by być gotowym na zdjęcie obcisłej rękawiczki roboczej i podanie ci ręki. To już jest taki odruch bezwarunkowy i czasami bardzo śmiesznie wygląda, gdy idzie obok siebie dwóch facetów i obaj jednocześnie wykonują ten charaktetystyczny gest, by po raz kolejny się z tobą przywitać :-)

poniedziałek, 25 maja 2009

Ręce na ścianie

Spojrzałem w kierunku lustra, wiecie tego wielkiego, w drzwiach przesuwnych. Spojrzałem na nie leżąc na łóżku. Czytając. Światło wieczorne ułożyło się idealnie padając na ścianę i odbijając się fajnie w lustrze... mnie jednak zainteresowało coś innego. Coś czego w normalnych okolicznościach nie widać. Coś co jest tylko bardzo delikatnym odbiciem, widocznym tylko przy odpowiednim świetle i bardzo ostrym kącie patrzenia... ślady... ślady dłoni... W jednym miejscu bardzo zagęszczone, jakby przebywały tam często i intensywnie. W kilku innych miejscach pojedynczo jakby to nie było TO miejsce. Zbyt blisko okna może... Dłonie zniknęły równie szybko jak się pojawiły... Zniknęły wraz z zachodzącym słońcem...

niedziela, 24 maja 2009

Odzyskując "utracone" szczyty

Piszę to dopiero dziś choć już tydzień minął (zresztą jak z bicza strzelił...) ale i tak muszę to zrobić ;-) Cóż, zeszły weekend to było to co Tygryski lubią najbardziej... aktywność, aktywność i jeszcze raz góry ;-) Byłem w górach dwa razy, a można by nawet powiedzieć, że trzy, choć o tym za chwilę.


Co zapewne uznacie za niemożliwe, miałem w zeszłym tygodniu cztery dni wolnego w tym calusieńki weekend i wykorzystałem tą sytuację na maxa. Czwartek był odpoczynkowo-organizacyjny. Musiałem pozałatwiać kilka drobnych zaległych spraw, ale od piątku się już zaczęło... Od samego rana na wysokich obrotach... Najpierw do Katowic na badanie krwi, potem zaległe śniadanie (naczczo musiałem być :-/) i od razu na pociąg. Kierunek Wisła Głębce :-) Na pierwszy ogień w tym roku wziąłem sobie Stożek (tzw. Wielki, choć nie wiem dlaczego). Przyjemna górka, jeszcze przyjemniejsza trasa. Oczywiście już na pierwszym podejściu usłyszałem lokomotywę z własnych płuc, ale dało się znieść i przy regulowanym tempie wszedłem na górę w przepisowym czasie. To było to! Świeże powietrze, spokój i cisza gór, świergolące ptaki. Po prostu nasz polski raj nr 1 tego weekendu :-)


Dzień kolejny czyli sobota też już był zaplanowany do marszo-biegu jakby zapewne Kasia go nazwała :-) Po raz kolejny góry, tym razem jednak nie sam :-) Wraz z Kasią i Beatką wyjechaliśmy rano w kierunku Bielska, najpierw zobaczyć jak tam trawa na ogrodzie w Kozach (meeeee :-D), a stamtad już prosto na szlak. Szlak bardzo prosty i przyjemny, a jednak dał nam trochę w kość (Kasiu, następnym razem mów jeśli idziemy za szybko :-) W każdym razie zdobyliśmy kilka szczytów, zrobiliśmy sobie kilka zdjęć nad międzybrodzką tamą i szczęśliwi wrociliśmy do Gliwic, zahaczając na chwilę na bardzo dobry obiad w restauracji stylizowanej na wiejską chatę (niestety nie pamiętam nazwy ;-)


Niedziela również była dla mnie pagórkowa. Bez chodzenia jednak. Czysty wypoczynek i obcowanie z naturą. Wybraliśmy się niewielką grupą do Nagodzic w Kotlinie Kłodzkiej, jakieś 280 km od Gliwic. Wspaniałe miejsce, z jeszcze lepszymi widokami. Chciałoby się tam zostać znacznie dłużej niż te kilka godzin, jednak to już końcówka tego aktywnego weekendu i trzeba wracać do domu, i niestety już w poniedziałek do pracy... Kto wie jednak, może kiedyś postawię sobie dom w takim miejscu jak Nagodzice...

środa, 13 maja 2009

< przytul >

Co dla Ciebie oznacza "przytulić się"? Dla mnie oznacza przyjaźń, zaufanie, chęć przebywania właśnie z Tobą i podziękowanie za spędzony czas. Znaczy bardzo dużo, ale jednocześnie "tylko tyle" :-)


Nie lubię przytulania "na odległość". Jest dla mnie nienaturalne i już wolę proste lecz szczere podanie ręki niż "wymuszony" uścisk. Jeśli nie chcę się przytulić wyczujesz to od razu. Będziesz wiedzieć.


Gdy się przytulam robię to szczerze, a naprawdę bardzo lubię się przytulać :-)

czwartek, 7 maja 2009