Obudziłem się dokładnie o wschodzie słońca nad Afryką. Coś niesamowitego. 10 tysięcy metrów nad Ziemią, a w dole chmury wyglądające jak ubity śnieg na stoku, powyżej niebo z początku ogniście pomarańczowe, od wschodzącego słońca, później przechodzące gwałtownie w intensywny błękit i dalej coraz ciemniejsze aż do czerni nocy...
czwartek, 25 stycznia 2007
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz