niedziela, 27 kwietnia 2008

I love this country...

Jak zwykle w dzień wolny postanowiłem zrobić pranie. Wszystko (jak zwykle) zaczęło się jak trzeba i jak zwykle w tym kraju nie kończy się tak jak trzeba ;-) Pralka (jak zwykle) zaczęła wydziwiać, ale się już przyzwyczaiłem, że jak wlewa wodę to w połowie zatrzymuje się na piętnaście minut i myśli nie wiadomo o czym. Później, w połowie prania (jak zwykle) wyłączyli wodę, jednak tym razem kran z wodą pitną wciąż okazał się dozownikiem wody i garnek największych rozmiarów poszedł w ruch. Dodam tylko, że pralki w Indiach (te ładowane z góry) nie mają zabezpieczeń ani czujników przed otwarciem (tam się pierze, płucze albo wiruje, a ty sobie możesz otworzyć klapę i popatrzeć ;-)


Szczęściem dziś (jak do tej pory) prądu nie wyłączyli i dlatego mogę Wam przedstawić niniejszą notkę... a popołudniu (jak będzie prąd) F1, grilowane mięsko i tym podobne wydarzenia




PS> wkradł się błąd - jak wiruje to nie można mieć otwartej klapy bo pralka pipka i nie chce się kręcić... ;-)

Brak komentarzy: