niedziela, 29 czerwca 2008

Ocieliło nam Indie

Wracam dziś do tematów zwierzęcych, bo drogi obecnie zapełniły się (w dosłownym tego słowa znaczeniu) krowami, bykami, cielętami i w ogóle bydłem niekoniecznie hodowlanym (panią doktor weterynarii proszę o ewentualne sprostowanie terminów użytych w niewłaściwym znaczeniu ;-)


Jak do tej pory widywaliśmy codziennie na ulicach krowy. Nie dziwota, w końcu w Indiach przebywam, ale teraz jest ich prawdziwe zatrzęsienie. Wszędzie można zobaczyć przechadzające się grupki byków maści i gatunków przeróżnych, czasami udających że chce im się powalczyć trochę na rogi (tak dla podtrzymania reputacji to chyba robią ;-)


Byczki zazwyczaj można spotkać w okolicach niewielkich stad krów (także gatunkowo zróżnicowanych bardzo ;-) ale nie myślcie sobie, że byczki chcą sobie pohulać. To już mamy za sobą od kilku miesięcy. A wiem to stąd, że takiej ilości swieżej cielęciny to ja w życiu jeszcze nie widziałem (wybaczcie skojarzenie kulinarne, ale burczy mi w brzuchu :-D


Oczywiście krowy jak to krowy pasą się. A robią to gdzie się da. Zazwyczaj w okolicach targu warzywnego w Pimpri i wszelkich przydrożnych śmietnikach. Co ciekawe w okolicy jest piękna, zielona i soczysta łąka, a na niej... pustka. W ciągu ostatnich dwóch tygodni, od kiedy obserwuje stały wzrost krowiej populacji Pune, nie pojawiła się na tej łące ani jedna sztuka, za to śmietniki są rozgrzebane niemiłosiernie (choć jeśli ktoś tutaj nie przebywa dłużej to nie zobaczyłby raczej wielkiej różnicy w stosunku do "normalnego" rozgrzebania ;-)

czwartek, 26 czerwca 2008

Prawo Murphy'ego

Wiecie, że prawo Murphy'ego naprawdę działa? Dziś przez cały dzień nie było prądu. Czytałem, odsypiałem, gotowałem obiad itp. W pewnym momencie o 16:54 stwierdziłem, że ide na dół zobaczyć co robią M&M i "a nóż, widelec" tam jest prąd i tylko coś z bezpiecznikami wybiło na piętrze. Jakież było moje zdziwienie, gdy schodząc na dół zobaczyłem włączone światło. Oczywiście wróciłem się na górę zobaczyć co z bezpiecznikami i... okazało się, że w moim pokoju już też jest prąd. Włączyli go dokładnie w momencie, gdy schodziłem po schodach... (a może pomogła ta moja "interwencja"? ;-)

czwartek, 19 czerwca 2008

Godz. 11:00

Nawiązując do notki Godz. 7:00 napiszę dziś o moich spostrzeżeniach o godz. 11:00 ;-)


Godz. 11:00 jest baardzo zatłoczona. Mam dziś dzień wolny, więc lekko okrężną drogą wybrałem się na zakupy. Okrężną ponieważ trzeba było przejechać przez Pimpri. Tak zatłoczonych przechodniami ulic dawno już nie widziałem. Ze względu na dzień bez prądu Masa ludzi wyległa na ulice zrobić zakupy. Jednocześnie o tej porze na ulicach była ogromna ilość uczniów, wszyscy w szkolnych mundurkach wracający do domu lub rozmawiający przed szkołą. Byli po prostu wszędzie. Nawet w dzień wagarowicza w Polsce nie widziałem tylu uczniów na raz ;-)


Jednocześnie co bardzo dziwne te masy ludzkie robiące zakupy były tylko na targu i w okolicach, a wiem to stąd że odwiedziłem potem dwa centra handlowe i wszędzie było... pustawo. Jedynie w Dorabjees można było spotkać całkiem sporo euro-amerykanów jak ja nazywam obcokrajowców nie-azjatyckiego pochodzenia, bo tam koncentruje się ich zakupowe życie ;-)

Charytatywne uzupełnienie adresów :-)

Wstałem dziś o 7:00, bo spać już nie mogłem (a wolny dzień mam ;-) i postanowiłem uzupełnić moją listę adresów do zajrzenia. Dodałem nową kategorię "Zaglądaj codziennie", z adresami stron do codziennego charytatywnego klikania (Pajacyk, Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu, Fundacja z Miłości Serc).

Uzupełniłem też zwykłą listę adresów o Transplantacje i Krewniaków, i mam nadzieję że te strony także odwiedzicie.


PS> Pamiętajcie też o będącej od dawna na liście Fundacji Pegasus zajmującej się ratowaniem koni...

środa, 18 czerwca 2008

Trójkąt... indyjski

Być może wiecie (a może nie ;-), ale postanowiłem trochę pozwiedzać Indie przed wyjazdem. Początkowo mój plan zakładał Taj Mahal, a później dalej na północ by zobaczyć najwyższe góry świata - Himalaje.


Piszę "zakładał" :-) ponieważ dwa dni temu podążając za - nieumyślną - podpowiedzią Patrika postanowiłem go zmienić, ponieważ w tym roku pora deszczowa zaczyna się troszkę wcześniej... a to oznacza, że w Himalajach nie będę miał co robić, jeśli będzie lało.


Mój obecny plan przedstawia się następująco - przylatuję do Delhi i od razu wsiadam w samochód do Agry by zobaczyć Taj Mahal. Spędzam w Agrze noc, a rano zwiedzam. Po południu wyjeżdżam do Jaipuru, by tam spędzić dwie noce i zwiedzić go dokładniej (a podobno jest tam co zwiedzać :-), i wracam z małymi przystankami do Delhi by tam spędzić ostatni dzień. Plan się podoba? Mam nadzieje na dobre zdjęcia i "hard sightseeing", więc... trzymajcie kciuki :-D


Poniżej taka mała mapka, żebyście wiedzieli gdzie co leży :-)



Wyświetl większą mapę

niedziela, 8 czerwca 2008

Czerwcowo ;-)

I znowu podróżuję "z przygodami". Ale spokojnie, nic się nie stało :-)


Możnaby powiedzieć, że cała moja historia obecnej podróży zaczęła się jeszcze w Indiach. To właśnie wtedy wysłałem zamówienie na bilety lotnicze. Sprawdziłem sobie połączenie i poszło do naszego "biura podróży". Odpowiedź przyszła, praktycznie gdy już wyjeżdżałem. Rzuciłem na nią tylko szybko okiem, ale że wyglądało ok to zatwierdziłem i zadzwoniłem do firmy o przelew. Zadowolony wróciłem sobie do Polski, a tu zdziwienie... Monika znalazła w bilecie błąd. Oczywiście kolejne telefony, kolejne dogadywanie się i niestety kolejne pieniądze do zapłacenia...


Rezerwacja została zmieniona, a ja udałem się na (zasłużony) urlop. Na dwa dni przed wyjazdem jak zwykle wysłałem maila do Paresha o zorganizowanie mi transportu z lotniska do Pune i... zauważyłem kolejny błąd w bilecie! I to całkiem poważny. Okazało się, że mój powrót został wykupiony na 20. czerwca zamiast na 20. lipca. Tym razem to się już wkurzyłem konkretnie. Na siebie, że nie sprawdziłem i na kobietę, która czytać nie potrafi i popełnia dwa poważne błędy w jednej rezerwacji. Oczywiście nie obyło się bez kolejnych kosztów :-/ jednak tym razem agent też partycypował (spróbowałby nie...)


No dobra lecę. Jak zwykle pobudka o 3:00 i podwózka na lotnisko przez ojca. Lot do Frankfurtu z piękną pogodą i co ciekawe byłem jedyną osobą odbierającą bagaż z tego lotu :-) Później było kilka godzin siedzenia we Fraporcie i kolejny spokojny, i rzekłbym komfortowy lot. Dzięki rozmowie z niemcem pracującym na Check-in o zbliżającym się meczu Polska-Niemcy, dostałem miejsce obok pewnego niemca, który i tak się chwilę potem wyniósł do kolegów w innym rzędzie i miałem trzy miejsca dla siebie, a więc pełna wygoda :-D


W Dubaju postanowiłem wypróbować moją srebrną kartę (tak po prawdzie to niebieską, ale srebro już za loty się należy ;-) i wszedłem sobie do loży biznesowej. Oczywiście wziałem sobie kolację i pogadałem trochę na GG... :-)


W autobusie lotniskowym wiozącym nas do samolotu byłem jedynym białym, a obserwując halę odlotów i później ludzi wsiadających do samolotu, wydaje mi się że na ten lot przypadło tylko pięciu nie-hindusów...


Do tej pory określiłbym całą podróż jako "wow" (czyt. łał ;-) i dlatego gdy w Bombaju podali jakiś komunikat, w którym jedno z nazwisk skojarzyło mi się z moim, pomyślałem "znowu zgubili mój bagaż". Ale jednak nie ;-) Po dłuższym wprawdzie oczekiwaniu, ale jednak mój plecak grzecznie wyjechał na taśmie, a ja udałem się do wyjścia.


Przylatując do Indii przygotujcie się na skanowanie plecaka nie tylko, gdy wyjeżdżacie ale także gdy wjeżdżacie do kraju. Po co skanują bagaże? Nie mam bladego pojęcia, skoro były już skanowane w porcie odlotu. W każdym bądź razie tym razem kolejka, ze względu na nabity do granic możliwości samolot, była wyjątkowo długa... ale od czego mój biały kolor skóry. Jeden z celników wyłowił mnie z tłumu, zapytał czy to cały bagaż jaki mam i puścił wolno bez skanowania :-)


Moje szczęście nie trwało jednak długo... wychodząc z hali przylotów nie zastałem zamówionego samochodu, a po telefonie do Paresh'a wiedziałem już też, że nie ma on informacji o moim przylocie :-/ Jest to tym bardziej dziwne, że przesyłałem mu maila, a poprzedniego dnia jeszcze z Frankfurtu wysłałem sms'a do austriackiego menedżera projektu, żeby potwierdzić kiedy przyjeżdżam i że oczekuje na samochód. Mam nawet na telefonie potwierdzenie dostarczenia sms'a na indyjski numer, więc nie może się wyprzeć, że go nie dostał :-)


W rozmowie z Paresh'em ustaliłem, że biorę taksówkę bezpośrednio z lotniska, a oni pokrywają koszty. I to właśnie w tej "mknącej" 80-tką po indyjskiej autostradzie taksówcę piszę tą notkę. Na razie jestem w połowie drogi, zobaczymy co będzie dalej... :-D


A dalej napotkaliśmy ciężarówkę lężącą w rowie dachem do góry - na prostej drodze, więc nie ma mowy by przekoziołkowała na zakręcie, kierowca musiał zjechać na pobocze, które na autostradzie jest obniżone i poprostu kopyrtnąć się :-D (nie takie rzeczy już w Indiach widziałem, wiec mogę w taką historię uwierzyć :-)


Później przejechaliśmy przez kilka tuneli i zauważyłem, że kierowcy zamiast włączyć w nich światła by coś widzieć to włączają światła awaryjne i tak migając jadą przez cały tunel i jeszcze z kilometr za nim ;-) I tak trochę śmiesznie, trochę sennie minęła mi podróż samochodem, a potem... padłem na łóżko :-)