niedziela, 8 czerwca 2008

Czerwcowo ;-)

I znowu podróżuję "z przygodami". Ale spokojnie, nic się nie stało :-)


Możnaby powiedzieć, że cała moja historia obecnej podróży zaczęła się jeszcze w Indiach. To właśnie wtedy wysłałem zamówienie na bilety lotnicze. Sprawdziłem sobie połączenie i poszło do naszego "biura podróży". Odpowiedź przyszła, praktycznie gdy już wyjeżdżałem. Rzuciłem na nią tylko szybko okiem, ale że wyglądało ok to zatwierdziłem i zadzwoniłem do firmy o przelew. Zadowolony wróciłem sobie do Polski, a tu zdziwienie... Monika znalazła w bilecie błąd. Oczywiście kolejne telefony, kolejne dogadywanie się i niestety kolejne pieniądze do zapłacenia...


Rezerwacja została zmieniona, a ja udałem się na (zasłużony) urlop. Na dwa dni przed wyjazdem jak zwykle wysłałem maila do Paresha o zorganizowanie mi transportu z lotniska do Pune i... zauważyłem kolejny błąd w bilecie! I to całkiem poważny. Okazało się, że mój powrót został wykupiony na 20. czerwca zamiast na 20. lipca. Tym razem to się już wkurzyłem konkretnie. Na siebie, że nie sprawdziłem i na kobietę, która czytać nie potrafi i popełnia dwa poważne błędy w jednej rezerwacji. Oczywiście nie obyło się bez kolejnych kosztów :-/ jednak tym razem agent też partycypował (spróbowałby nie...)


No dobra lecę. Jak zwykle pobudka o 3:00 i podwózka na lotnisko przez ojca. Lot do Frankfurtu z piękną pogodą i co ciekawe byłem jedyną osobą odbierającą bagaż z tego lotu :-) Później było kilka godzin siedzenia we Fraporcie i kolejny spokojny, i rzekłbym komfortowy lot. Dzięki rozmowie z niemcem pracującym na Check-in o zbliżającym się meczu Polska-Niemcy, dostałem miejsce obok pewnego niemca, który i tak się chwilę potem wyniósł do kolegów w innym rzędzie i miałem trzy miejsca dla siebie, a więc pełna wygoda :-D


W Dubaju postanowiłem wypróbować moją srebrną kartę (tak po prawdzie to niebieską, ale srebro już za loty się należy ;-) i wszedłem sobie do loży biznesowej. Oczywiście wziałem sobie kolację i pogadałem trochę na GG... :-)


W autobusie lotniskowym wiozącym nas do samolotu byłem jedynym białym, a obserwując halę odlotów i później ludzi wsiadających do samolotu, wydaje mi się że na ten lot przypadło tylko pięciu nie-hindusów...


Do tej pory określiłbym całą podróż jako "wow" (czyt. łał ;-) i dlatego gdy w Bombaju podali jakiś komunikat, w którym jedno z nazwisk skojarzyło mi się z moim, pomyślałem "znowu zgubili mój bagaż". Ale jednak nie ;-) Po dłuższym wprawdzie oczekiwaniu, ale jednak mój plecak grzecznie wyjechał na taśmie, a ja udałem się do wyjścia.


Przylatując do Indii przygotujcie się na skanowanie plecaka nie tylko, gdy wyjeżdżacie ale także gdy wjeżdżacie do kraju. Po co skanują bagaże? Nie mam bladego pojęcia, skoro były już skanowane w porcie odlotu. W każdym bądź razie tym razem kolejka, ze względu na nabity do granic możliwości samolot, była wyjątkowo długa... ale od czego mój biały kolor skóry. Jeden z celników wyłowił mnie z tłumu, zapytał czy to cały bagaż jaki mam i puścił wolno bez skanowania :-)


Moje szczęście nie trwało jednak długo... wychodząc z hali przylotów nie zastałem zamówionego samochodu, a po telefonie do Paresh'a wiedziałem już też, że nie ma on informacji o moim przylocie :-/ Jest to tym bardziej dziwne, że przesyłałem mu maila, a poprzedniego dnia jeszcze z Frankfurtu wysłałem sms'a do austriackiego menedżera projektu, żeby potwierdzić kiedy przyjeżdżam i że oczekuje na samochód. Mam nawet na telefonie potwierdzenie dostarczenia sms'a na indyjski numer, więc nie może się wyprzeć, że go nie dostał :-)


W rozmowie z Paresh'em ustaliłem, że biorę taksówkę bezpośrednio z lotniska, a oni pokrywają koszty. I to właśnie w tej "mknącej" 80-tką po indyjskiej autostradzie taksówcę piszę tą notkę. Na razie jestem w połowie drogi, zobaczymy co będzie dalej... :-D


A dalej napotkaliśmy ciężarówkę lężącą w rowie dachem do góry - na prostej drodze, więc nie ma mowy by przekoziołkowała na zakręcie, kierowca musiał zjechać na pobocze, które na autostradzie jest obniżone i poprostu kopyrtnąć się :-D (nie takie rzeczy już w Indiach widziałem, wiec mogę w taką historię uwierzyć :-)


Później przejechaliśmy przez kilka tuneli i zauważyłem, że kierowcy zamiast włączyć w nich światła by coś widzieć to włączają światła awaryjne i tak migając jadą przez cały tunel i jeszcze z kilometr za nim ;-) I tak trochę śmiesznie, trochę sennie minęła mi podróż samochodem, a potem... padłem na łóżko :-)

Brak komentarzy: