Wstałem o 3 rano. Ogoliłem się. Wziąłem prysznic i skończyłem przygotowania do wyjazdu. Dużo tego nie było, bo jestem bardziej trampem niż "rozbestwioną panienką" ;-) W sumie zapakowałem się do małego podręcznego plecaka, włącznie z ubraniami i sandałami. Przynajmniej nie zgubią mojego bagażu w trakcie lotu ;-)
Jeevan przyjechał o czasie i ruszyliśmy na lotnisko. Nie minęło 15 minut jazdy i zatrzymała nas policja drogowa. Rutynowa kontrola, ale... Jevan nie miał przy sobie prawa jazdy. Nastąpiła wymiana zdań, przyszedł jakiś dowódca. Trochę krzyków i proszenia. Gdyby nie to, że byłem w samochodzie (ja biały, obcokrajowiec, jadący na lotnisko ;-) to by go tak łatwo nie puścili. Na szczęście mogliśmy jechać.
Jeevan dokładnie nie znał drogi na lotnisko, więc chwilę kluczyliśmy. W końcu się jednak udało, a samo lotnisko bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Jest bardzo małe (powiedzmy połowa starego terminala w Pyrzowicach) i naprawdę czyste i schludne. Do tego wszystkiego cała obsługa lotniska móei bardzo dobrze po angielsku i... dobrze wygląda ;-)
Równie pozytywnie zaskoczyły mnie "piwne" linie lotnicze (poszukajcie w internecie nazwy Kingfisher Brewery ;-) Leciałem nowym samolotem, ze smacznym jedzeniem i sprawną obsługą. Duży plus.
Krajowy port lotniczy w Delhi przemknąłem tylko bez żadnej kontroli i już byłem na zewnątrz szukając swojego kierowcy. Sukeesh okazał się niezbyt dobrze rozumiejącym angielski hindusem, ale jakoś chyba sobie damy radę. W razie czego będę dzwonić do mojego nadwornego tłumacza czyli Ananda.
Po wyjeździe z portu lotniczego pierwszą rzeczą jaka się rzuca w oczy jest niewiarygodna, w porównaniu do Pune, czystość na ulicach! Nie ma śmieci i wiecznie rozgrzebanych śmietników. Nawet ruch uliczny jakiś taki ustabilizowany. Normalne miasto. Może prawie normalne ;-) bo panuje tutaj niesamowita wilgotność i przy 35 stopniach człowiek czuje jakby przeciekał przez skórę ;-D
Przejazd przez miasto zajął nam ponad półtorej godziny, bo mimo wszystko jest to wielkie miasto, ale dłuższego postoju "doznaliśmy" tylko raz, więc do Bombaju czy Pune się to nie umywa. Dalsza droga poszła już spokojnie i bez rajdowych zapędów kierowcy (z czego się bardzo cieszę ;-)
Nasz pierwszy postój to buda, w której się opłaca podatek drogowy (o którym już chyba wspominałem w notce z Elury). Sukeesh poszedł załatwić formalności, a mnie obsiadło od razu stadko naganiaczy i sprzedawców. Normalka :-( i nie napisałbym o tym pewnie słowa nawet gdyby nie ludzie z małpami na smyczy. Oczywiście oferowali podanie ręki małpce i zdjęcia z nią na ramieniu. Pewnie byłaby to i fajna pamiątka, ale ja nie znoszę takiego męczenia zwierząt (zgadnijcie czemu nie chodzę do cyrku...) Moją odpowiedzią było kategoryczne NIE. Jakieś trzydzieści razy ;-) W końcu sobie poszli.
Ruszyliśmy w dalszą drogę mijając świątynię Sai Baba (która tylko z zewnątrz wydawała się stara), by dotrzeć do Sikandry, gdzie znajduje się grób króla Akbara (Akbar Tomb). Wydawałoby się, że grobowiec będzie miejscem smutnym, ale tak nie jest. Cały teren jest ogromny. Porośnięty piękną zieloną trawą, po której przechadzają się antylopy. Po środku znajduje się właściwy grobowiec, kilkupiętrowy budynek w muzułmańskim stylu, z wieżyczkami i łukowymi przejściami. W przejściach tych często można spotkać pary młodych ludzi robiących tam rzeczy niemile widziane na zwykłej ulicy (czyt. przytulających się i całujących ;-) i muszę przyznać, że było to miejsce, w którym zobaczyłem tak dużą ilość naprawdę ładnych hindusek (oczywiście wszystkie zajęte ;-)
Do samej Agry czekała nas już tylko krótka kilkunastokilometrowa przejażdżka, a potem już tylko hotel. Przed wyjazdem na moją wyprawę stwierdziłem, że muszę zamówić sobie dobre hotele, by cieszyć się w pełni urlopem. Tak też zrobiłem, więc w Agrze zastałem hotel, w którym nie musiałem stać przy ladzie czekając na klucz od pokoju. Załatwili to pracownicy hotelu, a ja siedziałem popijając zimny sok przyniesiony mi przez kelnera.
Tego dnia miałem jeszcze w planach zobaczyć Fort Agra, ale po szybkim rzuceniu okiem na ulotki w hotelu stwierdziłem, że zostało zbyt mało czasu do zamknięcia, a nie zamierzam gonić, by spędzić w forcie pół godziny. Pojadę tam jutro... zaraz po zwiedzeniu Taj Mahal :-)
![]() |
| 2008-07-14 Indyjska wyprawa dzien 1 |


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz