czwartek, 17 lipca 2008

Indyjska wyprawa dzień 4 -> Jaipur-Delhi

Wyspałem się. Do 9:00 dałem radę leżeć, potem musiałem się ruszyć, bo nie można za długo się wylegiwać... to nie zdrowe :-P Ale tego dnia nie musiałem się za bardzo spieszyć. Czekała mnie wprawdzie długa podróż do Delhi, ale zwiedzania nie było dużo, szczególnie że wiekszość dżajpurskiego planu zrealizowałem już wczoraj :-) Spakowałem się więc spokojnie i... poszedłem na śniadanie do hotelowej restauracji :-/


No, ale zapomnijmy o rzeczach średnio przyjemnych... trzeba jechać ;-) Podróż miała potrwać ładnych pare godzin, z przerwą na zwiedzanie Alwaru leżącego około 35 km od głównej nitki "autostrady". Nakazałem nawet kierowcy skręcić do Alwaru, jednak po jakichś pięciuset metrach kazałem mu zawrócić... nie wytrzymałbym 70 km po takich dziurach (tam i spowrotem), szczególnie dla miejscowości, która w przewodniku wcale nie przedstawiała się rewelacyjnie (a dużo już później, gdy sprawdziłem to w internecie potwierdziło się to :-) Pojechaliśmy więc dalej, prosto do Delhi.


Już od jakiegoś czasu widziałem, że mój kierowca jest trochę zaziębiony, więc stwierdziłem w Delhi, że dam mu wolne, niech spokojnie odpocznie. Dorzuciłem do tego dwie torebki fervexu i mógł już jechać, a ja udałem się do pokoju.


Pokój jak to pokój... hehe żartuje :-) Pokój był naprawde full wypas... zresztą za tą cenę nie mogło być inaczej :-) Składał się właściwie z dwóch odrębnych pokoi - sypialni i gościnnego oraz ogromnej łazienki, w której od razu wyłożyłem się w wannie, by odpocząć po trudach podróży.


Po kąpieli stwierdziłem, że jest jeszcze wcześnie i fajnie byłoby się wybrać na jakiś spacer. Zwiedzić coś na piechotę. Zajrzałem do przewodnika i ulotek będących w pokoju i już wiedziałem co dziś zobaczę - hinduski parlament oraz Bramę do Indii (Gate to India) stanowiącą łuk triumfalny bardzo podobny do tego z paryskich pól elizejskich. Całość tej wycieczki zajęła mi jakieś trzy godziny i 7 km na piechotę. Loozik :-)


W drodze powrotnej okazało się, że przechodzę właśnie obok parku Lodich i postanowiłem wstąpić i tam. Park jest ładnie utrzymany i bardzo przyjemnie się po nim chodzi, bo można skryć się trochę w cieniu drzew. Znajdują się tam też ruiny Bara Gumbad, będącego kolejnym muzułmańskim grobowcem, jaki zwiedziłem :-)


Już po "spacerze" wieczór spędziłem głównie przed telewizorem (wielu z Was pewnie zrobi wielkie oczy, bo przecież ja nie oglądam telewizji, coż czasem i mnie się zdarzy ;-)


Na koniec jeszcze dwie obserwacje - hindusi nie potrafią używać map, bo ktokolwiek kogo pytałem na ulicy czy w hotelu o pokazanie mi na mapie gdzie jesteśmy i jak dojść do... nie potrafił mi odpowiedzieć :-)


A obserwacja druga to szukanie żon przez hindusów przez ogłoszenia w gazetach ;-) Gdy popatrzycie na jedno z ostatnich zdjęć z dzisiejszego dnia (poniżej) to zobaczycie fragment dobrej i drogiej biznesowej gazety hinduskiej. Można by to przyrównać do strony z polskiego Forbesa. W Indiach w takich magazynach znaleźć można jednak nie tylko wiadomości biznesowe, ale także ogłoszenia matrymonialne na stronach "szukam męża, szukam żony" :-D Powiększcie sobie to zdjęcie i poczytajcie jak hindusi się reklamują ;-)


2008-07-17 Indyjska wyprawa dzien 4

Brak komentarzy: