niedziela, 8 kwietnia 2007

Powrót

Cała podróż powrotna to jedna wielka porażka. Zaczęło się już w pierwszym samolocie od rozprysku z otwieranej puszki z sokiem pomidorowym. Później problemy z biletem na lotnisku w Johannesburgu i kilkunastominutowe oczekiwanie kartę pokładową. W końcu lecę. Siedzę sobie grzecznie, a tu przychodzi babka z pytaniem czy mógłbym się z nią na miejsca zamienić - moje miejsce w klasie economic high przy oknie, a jej w economic low gdzieś na środku, więc odmówiłem.


W Paryżu mieliśmy 20 min. spóźnienia, do którego doszło jeszcze opóźnienie autobusu lotniskowego i... nie zdążyłem na mój lot do Katowic (zresztą nie tylko ja). Musiałem załatwiać nowy lot, niestety nie było już bezpośrednio z Paryża do Katowic, pozostał mi lot okrężny przez Warszawę i ponad pięć godzin straty czasu na oczekiwanie i loty. Na szczęście nie było żadnych problemów ze zmianą i jeszcze bardzo przepraszali za zaistniałą sytuację.


To niestety jeszcze nie był koniec tej nieszczęsnej podróży... W Paryżu powiedzieli mi, że bagaż wyleciał już moim pierwotnym samolotem do Katowic i będzie na mnie czekał. Stawiam się więc w biurze bagażowym i okazuje się, że jednak mój plecak 'jeszcze' nie dotarł. Oczywiście czekało mnie składanie zażalenia i wypełnianie papierków co znajduje się w plecaku. Powiedzieli, że się odezwą jak tylko coś będą wiedzieć.


Nie odezwali się... ale przywieźli mój plecak prosto do domu i to w świąteczną niedzielę. Dlatego wybaczam im wszelkie przewinienia... ;-)

Brak komentarzy: