wtorek, 28 sierpnia 2007

Lotniska

Wiecie co mnie najbardziej fascynuje w lotniskach? Ta ogromna ilość ludzi. Uwielbiam obserwować obywateli świata. Wsłuchiwać się w tę mnogość języków. Widzieć jako obok siebie w kolejce do jednego samolotu stoją biały, czarny i azjata, turystka w szortach i zakryta muzułmanka, Hiszpan, Francuz i Rosjanin... tak różni od siebie kulturowo i językowo, ale jednocześnie tak bardzo do siebie podobni. W ułamkach sekund zaobserwować można tak wiele różnych zachowań i charakterów ludzi spieszących się na swój lot...

czwartek, 23 sierpnia 2007

Wichura

Bilans strat i zniszczeń: trzy osoby utonęły (w tym pięcioletnie dziecko), 1 osoba zaginiona, 8 osób poszukiwanych, 40 jachtów wywróconych z czego kilka zatonęło, i do tego masa zniszczeń na jachtach przycumowanych do kei.


Mnie tam nie było. W tym czasie byłem w trasie z Warszawy do Mikołajek, ale z relacji naocznych świadków (m.in. mojego ojca) wiem, że do przyjemnych to przeżycie nie należało. Tuż przed wszystkie jachty zrzucały w panice żagle i na pełnych obrotach silników kierowały się w stronę brzegu. Gdy uderzył wiatr zrobiło się ciemno i nie było widać dalej jak na 20m. Wiatr podrywał wodę z jeziora i smagał nią wszystko co mu stanęło na drodze. Łamały się gałęzie, maszty, a jachty dobijały jak oszalałe do betonowych pomostów w Mikołajkach. W Giżycku drzewo złamało się wprost na stojący pod nim jacht. A wszelkie drogi dojazdowe pozagradzane były powalonymi drzewami...


Dojechałem już po, ale sam widziałem zniszczenia jakich może dokonać wiatr... Następnego dnia wypłynęliśmy z Mikołajek do Giżycka. Przez kanały. Już na pierwszym z nich, kanale Tałckim, natrafiliśmy na powalone do wody drzewa i masy gałęzi. Nie dało się płynąć na silniku. Musieliśmy skorzystać z wioseł i płynąć od lewego do prawego brzegu kanału obserwując wodę i omijając leżące drzewa. Na następnych kanałach było już na szczęście lepiej. Tu chyba nie dotarł tak silny wiatr...


Mazury 2007

wtorek, 21 sierpnia 2007

Na wariackich papierach...

Poniedziałek rano. Telefon. Przyszedł list polecający z Indii. Zebrałem się więc z Rynu w drogę do Katowic. Najpierw sześć godzin w PKS-ie, a potem pociąg z Warszawy do Katowic... Niestety jakiś idiota ukradł kable zasilające zwrotnice kolejowe pomiędzy dworcem Wschodnim a Centralnym, bo mu było potrzeba parę złotych na tanie wino! Zero myślenia! Wszystkie pociągi w Warszawie były opóźnione o dwie godziny. I nie ważne było czy jest to pociąg do Skierniewic, Katowic czy Frankfurtu.


Widziałem grupę zrezygnowanych Hiszpanów siedzących na peronie i czekających na swój pociąg do Krakowa, skąd mieli lecieć do domu. Widziałem menedżerów dzwoniących, że się spóźnią na jakąś konferencję marketingową. Wreszcie widziałem rzesze ludzi po prostu chcących gdzieś dojechać tak jak ja...


W domu miałem pojawić się około godziny 22:00, ale ze względu na opóźnienia wyjechałem dopiero o 21:30 i w rezultacie dotarłem dopiero o 1:00 w nocy... a 0 7:00 rano kolejny pociąg do Warszawy do Ambasady. Na szczęście tym razem Pani była bardzo miła :-)

piątek, 17 sierpnia 2007

Z przygodami

Wyruszyliśmy o piątej rano. Najpierw na Pogorię odebrać spakowaną już wczoraj żaglówkę i potem dalej w kierunku Mazur.


Wszystko było w najlepszy porządku aż do Miasta Stołecznego "W". W pewnym momencie po podskoku na jednej z wielu dziur drogowych naszej kochanej Stolycy (wybaczcie ten akcent, ale poprostu to uwielbiam ;-) usłyszałem z tyłu dziwne "chrobotanie". Okazało się, że urwała się jedna ze śrub podtrzymujących tablicę rejestracyjną i światła przyczepy podłodziowej szurały o asfalt. Oczywiście stało się to na środku zakorkowanej ulicy. Szybkie podwiązanie liną i trzeba się było ruszyć dalej żeby nie blokować ruchu.


Dotarliśmy do Ambasady Indii. Ojciec zaczął naprawiać światła, a ja poszedłem załatwiać wizę. Ta sama przeuprzejma Pani, która zeszłym razem stwierdziła "Niestesty ;-) dostał Pan wizę" (patrz notka z lutego) tym razem oświadczyła, że dokumentów mi nie przyjmie bo nie mam indyjskich i polskich listów polecających, a bez tego wizy nie dostanę. Mimo próśb nic z tego nie wyszło. Nawet jej rozmowa z konsulem nic nie dała. Pozostał telefon do biura i oczekiwanie na listy. Wtedy będę mógł załatwiać wizę.


Ruszyliśmy dalej. Po jakichś 50 km usłyszałem piski z prawego przedniego koła (zapewne klocki hamulcowe nie puszczały całkowicie), a po jakimś czasie i kolejnych wybojach (ach te polskie drogi ;-) pod samochodem zaczęło coś chrobotać na wybojach. Zatrzymaliśmy się i okazało się, że urwała się osłona kolektora. Nie dało się jednak nic zrobić, bo osłona była zbyt gorąca. Jednocześnie prawe przednie koło było tak gorące, że polewane wodą wytwarzało tyle pary co spory czajnik. Musieliśmy trochę poczekać...


Reszta podróży obyła się już bez przeszkód. Wodowanie poszło pięknie, w ciągu dosłownie paru minut i już mogliśmy się przepakować...

poniedziałek, 13 sierpnia 2007

Sprzeczność

Gdy człowiek jest zmęczony to odkrywa masę fascynujących rzeczy. Dziś na przykład odkryłem sprzeczność (przynajmniej dla mnie) w sposobie ubierania się muzułmańskich kobiet. Chodzi mi głównie o muzułmanów "ortodoksyjnych", gdzie kobieta ma całą zakrytą twarz, tylko ze szczeliną na oczy. Otóż bardzo często te szczelnie opatulone w czarne ubrania kobiety bardzo często noszą fantazyjne, kolorowe buty na obcasach. Tak jest na przykład teraz, gdy obserwuję jedną z nich noszącą buty chyba na dziesięciocentymetrowych obcasach z przezroczystego plastiku.


Bardzo często widać też kobiety podróżujące ze swoimi dziećmi ubranymi w bardzo zachodni sposób. Podobno dziewczynki mogą się ubierać jak chcą, aż do pierwszej miesiączki, a później muszą się zakryć. Bez sensu zupełnie to jest...


 


Aktualizacja: Właśnie widziałem kobietę z całkowicie zakrytą twarzą (włącznie z oczami) za pomocą podwójnej zasłony! Do tego miała na sobie jeszcze czarne rękawiczki przy temperaturze powietrza 36 st.C! Naprawdę współczuję. Ale moja teoria się sprawdza... miała fantazyjne buty zrobione z niebieskiego dżinsu :-D

Lot do Doha

Jaki ten świat jest mały... Lecąc do Doha obserwowałem obsługę pokładową rozmawiającą w "kuchni" i wydało mi się, że jedna ze stewardess mówi po angielsku z dziwnie "polskim" akcentem, do tego doszedł polski typ urody i imię Anna na plakietce. Postanowiłem to sprawdzić i gdy podawała posiłek po prostu zapytałem. Jak się okazało nie pomyliłem się i w ten sposób poznałem Anię :-)


Pisałem już Wam, że Qatar Airways zatrudnia ekipę z ponad sześćdziesięciu krajów i teraz mam na to dowód! Miło było porozmawiać po polsku i to w dodatku z "podróżniczką" jeszcze większą niż ja :-)


Tak więc lecąc arabskimi liniami lotniczymi bądźcie czujni, bo możecie natknąć się na ludzi mówiących w naszym ojczystym języku :-)


PS. Aniu myślę, że mogłabyś spokojnie pracować dla Al Jazeera, tylko nie jestem pewny czy oni zatrudniają kobiety w rolach reporterek :-P

Biznes klasa

Czasem i 13-tego człowiek ma szczęście. Ja zazwyczaj :-) I tym razem tak się stało. Przy stanowisku boardingu moje miejsce w klasie Economy zostało zmienione na klasę Business :-) Nie wiem dlaczego, ale kłócić się nie będę, skoro najbliższe 6,5 godziny spędzę w komfortowych warunkach...


Tak wogóle to wylatując z Bombaju, po 24 godzinach bez snu (w końcu niedzielę spędziłem aktywnie :-P) miałem lekki zamęt w głowie jak możemy wylatywać o 5:55 z Bombaju i dolecieć do Doha o 6:50 skoro lot trwa 2,5 godziny. Coś mi nie grało przez ładnych parę minut, ale w końcu zorientowałem się, że przecież jest przesunięcie czasu pomiędzy Indiami i Qatarem :-) Od razu mi ulżyło.

niedziela, 12 sierpnia 2007

Ciemna noc

1:45 rano. Zostałem obudzony pukaniem do drzwi. Obsługa hotelowa przyniosła mi wodę. Dlaczego akurat do mojego pokoju? Jak sądze drobna pomyłka, bo później pukali do pokoju powyżej. Pewnie nowy gość hotelowy prosił o wodę, ale komuś pomyliły się pokoje. Niestety ja już nie spałem...


2:30 rano. Nie śpię, ale jestem na tyle zmęczony, by tylko przeskakiwać po kanałach telewizyjnych tak naprawdę nie oglądając... Zatrzymuję się na kanale filmowym. Zaraz zacząć ma się nowy film. Pojawia się komunikat "Ten film został przystosowany do oglądania rodzinnego". Po co komu "przystosowanie" filmu, który wyświetlają o takiej porze?? Zaciekawiło mnie to, więc postanowiłem pooglądać. Wytrzymałem jakieś piętnaście minut, bo film był nudny jak flaki z olejem, ale jedyne co zauważyłem to wyciszanie przekleństw... A skoro nawet przekleństwa poprawili to ciekaw jestem czy w tym filmie była jakaś scena seksu, w której zamazali widok nagich piersi... Już wielokrotnie pisałem, że Indie mnie zadziwiają czasami i tym razem też to muszę powtórzyć. Właściwie to ciągle mnie zaskakują, ale jak wiadomo do wszystkiego człowiek może się przyzwyczaić, nawet do ciągłego zaskakiwania.

Masaż na cztery ręce

Niedziela dniem wolnym jest, więc trzeba było coś na dziś wymyślić. I wymyśliliśmy sobie masaż całego ciała w centrum medycyny naturalnej Kerala Ayurvedic. Indie są niestety bardzo purytańskim krajem, więc coś takiego jak masaż mężczyzny przez kobietę jest tutaj niemożliwe, ale i tak zdecydowaliśmy się spróbować. Masaż wykonany został profesjonalnie na cztery ręce przez dwóch masażystów zajmujących się tym od ośmiu lat! Całość trwała godzinę, z użyciem ciepłego oleju z dodatkiem kilkudziesięciu ziół. Oczekiwałem wprawdzie większego rozgrzania mięśni, jak przy masażu Shiatsu, ale i tak nie było źle :-P Możliwe, że znowu odwiedzimy to centrum medycyny naturalnej, tym razem jednak zamawiając seans dwugodzinny, w którym oprócz masażu są antystresowe metody z olejem spływającym ze specjalnej misy na głowę petenta. Ehh ta medycyna naturalna ;-P


Teraz tylko odpocząć trochę, spakować się i w drogę do domu. Już się nie mogę doczekać...

sobota, 11 sierpnia 2007

Cabrio

Widziałem dziś najdziwniejszy samochód w swoim życiu. Wyglądał jak Indica (sami poszukajcie w internecie zdjęć :-P) tyle tylko, że przedłużona o jeden rząd siedzeń w środku. Do tego obcięty dach w połowie słupka i usuniete drzwi, w których miejscu wstawiono barierki, tak żeby nikt nie wypadł. Poprostu tunning samochodowy pełną gębą. Pełne przystosowanie jako "minibus cabrio" do zwiedzania fabryki motoryzacyjnej. Muszę przyznać, że ciekawe rozwiązanie.

sobota, 4 sierpnia 2007

Przesąd ;-)

Znacie ten "przesąd", że jak komuś na języku mała krostka wyjdzie to znaczy, że jest obgadywany? Mnie to chyba dziś pół Polski obgaduje ;-) Chyba się w nocy przygryzłem... auuu