Bilans strat i zniszczeń: trzy osoby utonęły (w tym pięcioletnie dziecko), 1 osoba zaginiona, 8 osób poszukiwanych, 40 jachtów wywróconych z czego kilka zatonęło, i do tego masa zniszczeń na jachtach przycumowanych do kei.
Mnie tam nie było. W tym czasie byłem w trasie z Warszawy do Mikołajek, ale z relacji naocznych świadków (m.in. mojego ojca) wiem, że do przyjemnych to przeżycie nie należało. Tuż przed wszystkie jachty zrzucały w panice żagle i na pełnych obrotach silników kierowały się w stronę brzegu. Gdy uderzył wiatr zrobiło się ciemno i nie było widać dalej jak na 20m. Wiatr podrywał wodę z jeziora i smagał nią wszystko co mu stanęło na drodze. Łamały się gałęzie, maszty, a jachty dobijały jak oszalałe do betonowych pomostów w Mikołajkach. W Giżycku drzewo złamało się wprost na stojący pod nim jacht. A wszelkie drogi dojazdowe pozagradzane były powalonymi drzewami...
Dojechałem już po, ale sam widziałem zniszczenia jakich może dokonać wiatr... Następnego dnia wypłynęliśmy z Mikołajek do Giżycka. Przez kanały. Już na pierwszym z nich, kanale Tałckim, natrafiliśmy na powalone do wody drzewa i masy gałęzi. Nie dało się płynąć na silniku. Musieliśmy skorzystać z wioseł i płynąć od lewego do prawego brzegu kanału obserwując wodę i omijając leżące drzewa. Na następnych kanałach było już na szczęście lepiej. Tu chyba nie dotarł tak silny wiatr...
![]() |
| Mazury 2007 |


Brak komentarzy:
Prześlij komentarz